Wiele osób błędnie rozumie temat dokarmiania gołębi żyjących w mieście. Niestety to, co niektórzy poczytują sobie za troskę i dbałość o ptaki, najczęściej jest zwykłym śmieceniem. A to już nie jest dokarmianie, tylko zaśmiecanie miejsca publicznego i narażanie się na konsekwencje w postaci nałożenia mandatu przez Straż Miejską.
Zwróćmy uwagę, że gołębie, które czekają na karmienie, to tzw. gołębie miejskie, czyli osobniki np. wypuszczone z likwidowanych gołębników albo ptaki, które same wybrały życie na wolności. Z dokarmiania nie korzystają dzikie gołębie grzywacze czy gołębie sierpówki, których jest coraz mniej, gdyż są wypierane przez wszędobylskie gołębie miejskie.
Jeśli poświęcimy chwilę i przyjrzymy się uważniej gołębiom miejskim na naszych podwórkach, zauważymy, że ptaki karmione domowym jedzeniem nierzadko są tak ciężkie, że trudno im latać. Dostarczając ogromne ilości pożywienia szkodzimy ptakom, zwłaszcza że gołębie zjedzą wszystko – począwszy od starego pieczywa, po kocią karmę suchą i mokrą. Gołębie dostają się też do zamykanych, osiedlowych pergoli śmietnikowych. Nie wiadomo jak, ale to robią.
Nie dokarmiajmy zatem, a jeśli już – róbmy to z głową. Nie wyrzucajmy bezmyślnie jedzenia, nie rzucajmy z balkonów obiadowych odpadków. One zaszkodzą ptakom. Nie wyrzucajmy jedzenia nocą – jedynymi istotami, które przyciągniemy, będą szczury. A jeśli chcemy dać np. dzieciom przykład, jak i kiedy dokarmiać ptaki, to najpierw sami się tego nauczmy.